
Uderzając w elektroniczno-folkowe terytoria Brodka trafiła w samo sedno, odświeżając trochę pojęcie o muzyce pop. Instrumentów jest tu mnogo. Mamy nie tylko klasyczne gitary, basy i perkusje. Usłyszymy m.in. partie skrzypiec, altówki, dudy, a wszystko dodatkowo okraszone różnymi programowanymi beatami, efektami, klawiszami midi i innymi darami Pani Elektroniki. Przez to wszystko płyta brzmi wyjątkowo świeżo i potężnie.
Muzyka na albumie to gigantyczny rozstrzał pomiędzy różnymi gatunkami muzycznymi, jakich mnogo jest na „Grandzie”. „Syberia” to ukłon w stronę akustycznych ballad w stylu country, „K.O.” atakuje nas rozbudowanymi skrzypcami kojarzącymi z bondowskim, pseudo-szelmowskim klimatem, „Bez tytułu” pobrzmiewa echem gitar pokroju Radiohead, zaś singlowe „W pięciu smakach” to szalone połączenie folkowych motywów z nieziemską perkusją i elektronicznymi wstawkami wprawiających całość w kosmiczny ruch – przy tym utworze nie da się wysiedzieć na spokojnie w miejscu.
Rozwój Brodki nie ogranicza się jedynie do muzyki. Wokalnie słychać również wyraźną zmianę, gdyż Monika zaczyna rozumieć, że głos jest także instrumentem. Dostosowuje swój wokal do różnych konwencji. Potrafi pośpiewać niczym mała dziewczynka („Szysza”), by nagle zaskoczyć niskim i seksownym wokalem („Saute”), co zwiększa tylko wrażenia odbiorcze albumu.
Podobnie sprawa ma się do tekstów. Brodka ostrożnie stąpa po lirycznej linie i napisała jedynie część warstwy słownej w „Grandzie”. Pozostałe są autorstwem Radka Łukasiewicza z zespołu Pustki, znalazł się także jeden („Saute”) napisany przez Jacka „Budynia” Szymkiewicza – główny filar alternatywnego Pogodno. Tekstowe eksperymenty i wywijasy nieraz zahaczające o lekką grafomanię to ważny i ciągle pulsujący element „Grandy”. Nadmieńmy chociaż „Kropki Kreski”: To początek, wschód słońc/I drżenie w kącikach ust/Wielkie oczy ma strach/Palcem pogrożę mu. Teksty wzruszające i zabawne w połączeniu z melodią czynią cuda.
Teraz Monika Brodka ma 23 lata, zwyciężając „Idola” miała niespełna 18. Logicznym więc jest jej rozwój na tle wokalno-twórczym. Przez to wszystko „Granda” jest czymś nowym i świeżym – kolejnym krokiem na jej drodze rozwoju. W internetowym chaosie czytałem miliard opinii pt. „kopia Nosowskiej, kopia Peszek”, ale myślę, że wynika to z tego powodu, że Nosowska jest jakimś guru polskich, ambitnych wokalistek, więc Brodka wydając „Grandę” – płytę ambitną, grozi jej pozycji. A ja jestem ciekaw, co będzie dalej, bo będąc w wieku staro-studenckim ma się jeszcze wiele czasu, by podszkolić swój kunszt i pokazać pełen potencjał, a „Granda” jest najlepszym dowodem na to, że Brodka do powiedzenia ma wiele, zaś pop może być ambitny, nieprzewidywalny. I takich utworów, jak wieńczące album „Excipit” życzę każdej wokalistce.
nowa brodka faktycznie mnie zaskoczyła, bo nie spodziewałam się po niej niczego odkrywczego. chwytliwe pioseneczki, motyw skrzypców, coś może góralskiego - ale na pewno nie czegoś takiego ;) po pierwszym przesłuchaniu a) nie mogłam uwierzyć, że to monika brodka b) nie mogłam uwierzyć, że to stworzenie pochodzi z polski c) nie mogłam uwierzyć, jak można zjechać płytę bo 'jest skopiowana z nosowskiej, żal'. moim zdaniem brodka zrobiła coś totalnie innego niż kaśka, nawet na 'unisexblues'. już bardziej pokusiłabym się o porównanie do 'polskiej florence' ale zamiast z maszyną to z folklorystycznym elektronicznym jodłowaniem ;> chociaż to też może za eklektyczne stwierdzenie. w każdym razie, płyta na zdecydowany plus.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam ;)