Ruszam z nową inicjatywą (w sumie cały ten blog jest jakiś stary-nowy), a mianowicie serialowa tygodniówka tego, co leci obecnie na antenie. Będzie dzisiaj biednawo, bo w USA panuje teraz krótka przerwa i większość seriali nie będzie jeszcze puszczana przez najbliższy tydzień, dwa. Stąd też lista dzisiaj będzie całkiem krótka.
Californication
(e08)
Jezu, dlaczego? Ten serial powoli zaczyna schodzić
na psy. Naprawdę myślałem, że mimo wszystko jest coś do uratowania.
A teraz mamy tylko piękne buźki i odgrzewane kotlety. Jedyne, co
ratuje teraz serial to postaci poboczne. Tim Minchin jako Atticus Fetch
odwala chyba najlepszą robotę w sezonie 6. Californication.
Jest zabawny, jest wręcz nierealnie stereotypowy, co pięknie zgrzyta
w relacjach z Bukowskim / Moody'm. Fajne motywy się skończyły,
Manson już był w sezonie, nie mam pojęcia, co Showtime zamierza
odegrać, żeby kilka nadchodzących odcinków nie okazało się totalną
klapą.
The Walking Dead (e12)
Chyba jeden z najlepszych odcinków trzeciego
sezonu, który można potraktować jako swoisty spin-off i oczywisty
odpoczynek od konfliktu Rick Grimes vs, Gubernator, który w pewnym
momencie zaczął już właściwie męczyć. Fajnie, że przybliżono troche
postać Michonne, która w komiksie pełni cholernie ważną rolę. Teraz nie
jest tylko mrukliwą, szaloną murzynką z kataną, ale potrafi nawet
zajechać żarcikiem dla przełamania atmosfery i próbuje dostać się pod
łaskę serialowego protagonisty. Krótki spoiler: warto przypomnieć
sobie pierwsze odcinki z 1. sezonu, bo historia zatacza krąg.
The Americans (e06)
Goniłem
jak oszalały, by zdążyć z oglądaniem tego serialu na bieżąco. FX uczynił kawał
świetnej roboty wrzucając w tak trudnym okresie nowy projekt, który nie dość,
że jest dobrze zagrany, to trzyma jeszcze jako taką popularność. Najnowszy
epizod chyba był przełomem w sposobie myślenia głównych bohaterów, bo znaleźli
się bliżej krawędzi niż kiedykolwiek. Gra pozorów powoli przestaje wystarczać,
czuć było oddech zbliżających się kłopotów. Wgniotło w fotel.
The Following (e07)
Po tak nieudanym epizodzie szóstym, w którym scenarzyści wykazali się inwencją twórczą godną kina klasy B, nareszcie mamy powrót do formy. Odcinek trzymał w napięciu, nastąpił kolejny gamechanger, który lekko odświeży formułę wyjętą z początku serialu i zapewne teraz dopiero zacznie się prawdziwa jazda. Pomimo sztywnej gry aktorskiej połowy obsady, przynajmniej sama fabuła wychodzi obronną ręką. Następne osiem odcinków nareszcie będzie warte obejrzenia.
The Big Bang Theory (e18)
Kolejny
dowód na to, dlaczego jest to serial, który przekroczył magiczną barierę 20
milionów widzów. Twórcy postanowili powrócić choć częściowo do czasów, kiedy
główni bohaterowie nie dość, że nie mieli żon i dziewczyn, to jeszcze nie
potrafili na dobrą sprawę rozmawiać z kobietami. Wyszło onieśmielenie, które
sprawia, że chcemy się tylko nad nimi litować. Scena w bibliotece genialna. Kogo
ja oszukuję? Odcinek genialny.
Może kolejny tydzień nieco zmieni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Te, pogadajmy!