
Zespół postawił przy „No More Idols” na współpracę. I to taką szeroko zakrojoną, bo właściwie rzadko na tej płycie znaleźć można utwory, które nie posiadają przy sobie nawiasiku z napisem „featuring”. Takich artystów współpracujących jest na tym albumie dość sporo. Do tego są dość znani. Swoje miejsce na płycie znaleźli np. Plan B, MC Rage (wspierający duet na koncertach swoją zwariowaną konferansjerką), Dizzee Rascal czy White Lies. W dużej mierze te kolaboracje wzbogacają album, gdyż każdy z artystów wprowadza nutkę oryginalności do beat’ów Miltona i Kennarda. Świetnie gra „Heavy” z Dizzee Rascalem, który najwyraźniej polubił zabawy z elektroniką po swoim „Bonkers”. White Lies swoim marazmem i oniryzmem w ciekawy sposób łączą tło utworu z wokalizami. Plan B w „End Credits” śpiewa przepiękną, chwytającą melodię, która przez długi czas nie może wyjść z głowy. A Delilah w utworze „Time” świetnie dokłada swój dance’owy zwiewny wokal bo breakbeatowych przejść i agresywności utworu.
Poza utworami, w których udzielają się różnego rodzaju wykonawcy mamy dwie kompozycje, które nie mają znanych nazwisk przy swoim tytule. Mianowicie są to „Hocus Pocus” i otwierające album „No Problem”. Oba są świetnymi kompozycjami, które niemal przyćmiewają większość utworów z albumu swoim poziomem. Oba posiadają gigantyczny potencjał pod względem budowy perkusyjnych rytmów i ciężkich, tłustych basów. Oba sprawiają, że nogi chcą szaleć i tańczyć. Szkoda, że i tak giną w natłoku nazwisk.
Chase and Status wydało dobry album. Bo to fajna składanka z dużą ilością znanych nazwisk. Dużo miłego, elektronicznego, tanecznego grania. Ciekawa rozbieżność – od dubowych wstawek przez akustyczne dźwięki kończąc na mocnych, gęstych drum n’ bass’owych. Szkoda, że trzeba było czekać tak długo i niektóre utwory nie mają tak wielkiej mocy przyciągania. Ale potupać można, a jakże!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Te, pogadajmy!